Doczekałam się! Znowu lecę do moich ukochanych Chin i znowu w związku z Kung Fu. Po raz pierwszy do Kantonu i po raz pierwszy jako trenująca oraz reprezentująca styl Choy Lee Fut.
Każdy poprzedni wyjazd dotyczył albo mistrzostw świata, w których startowałam jako zawodniczka polskiej Kadry Narodowej Wushu, albo praktykowania stylu, od którego rozpoczęłam naukę chińskich sztuk walki, Hung Ga Kuen.
Kiedy sięgnę pamięcią wstecz to od razu przypominam sobie to niefajne uczucie, które towarzyszyło mi przez okres transformacji z jednego stylu Kung Fu na drugi. Dla osoby nie trenującej i nie przywiązanej do konkretnego klubu, grupy, organizacji może się to wydawać infantylne. Dla mnie było czasem zmiany z tego co kochałam i z czym się identyfikowałam na coś, co było jedyną możliwością kontynuowania nauki i rozwoju. Przeprowadzając się do Krakowa jako instruktor Hung Ga Kung Fu rozpoczęłam prowadzenie zajęć w szkole gdzie trenuje się Choy Lee Fut. Miałam poważny problem z przestawieniem się na coś, czego w efekcie musiałam uczyć się od samego początku. Dobijał mnie też fakt, że nie miałam możliwości praktykowania swojego pierwszego stylu, ponieważ w mieście nie było ani jednej szkoły Hung Ga.
Aby nie zapomnieć i utrzymać to, w czym wzrastałam od lat postanowiłam w każdych kolejnych zawodach i turniejach nadal startować jako HG. Od czasu do czasu spotykałam się z moim serdecznym kolegą Michałem Wąsowskim (zdecydowanie bardziej doświadczonym, od dziecka trenującym HG byłym reprezentantem kadry narodowej i jednym z najlepszych zawodników w Polsce) na wspólne treningi. Razem z nim pojechałam też na trzy tygodnie do Hong Kongu ćwiczyć w jednej z najważniejszych dla stylu szkół.
Poniższy film to zbiór wspomnień z tamtej podróży. Często do niego wracam i oglądam kiedy zatęsknię za Chinami.
Trudno jednak pielęgnować i rozwijać coś, co pozbawione zostało stałego źródła inspiracji, energii i pasji. Równocześnie z tym jak stopniowo wygasało we mnie poczucie przynależności do Hung Ga, wzrastało przywiązanie do Choy Lee Fut. Tak, trwało do dość długo i pełne było wątpliwości, żalu i dezorientacji, ale ostatecznie dało mi nowe perspektywy rozwoju. Dziś w pełni czuję się uczennicą Choy Lee Fut. Widzę jak daleką mam jeszcze przed sobą drogę, ile rzeczy do poznania i sytuacji do doświadczenia. Pierwszą przełomową chwilą było seminarium z Grand Masterem Chen Yong Fa, które zorganizował mój Sifu Tomasz Chabowski. Co ciekawe poznałam go w 2010 roku kiedy był trenerem Kadry Narodowej na MŚ w Chinach. To chyba nasza pierwsza wspólna fota. Nie sądziłam wtedy, że kiedyś trafię pod jego skrzydła.
Drugim takim ważnym i wyczekiwanym momentem jest zbliżający się, prawie dwutygodniowy wyjazd do Kantonu (południowo-wschodnie Chiny), gdzie narodził się styl i gdzie za kilka dni wezmę udział w uroczystościach Choy Lee Fut Chen Family oraz w seminarium Kung Fu. W końcu będę miała okazję poznać innych trenujących braci i siostry, rozsypanych po szkołach na całym świecie. Tak właśnie spełniają się marzenia!
Do Chin ruszam lada dzień. Ponieważ nie są to wakacje, to zróżnicowanej garderoby nie potrzebuję. Ciuchy do treningu i rękawice bokserskie. Broń chińska w dużych ilościach dostępna jest na miejscu, zatem nie będzie się trzeba po raz kolejny tłumaczyć na lotnisku i odpowiadać na pytanie ochrony „Czy tym da się kogoś zabić?”.